W jakim języku mówią wójtowie-Polacy
„Głos Ludu” – gazeta Polaków w Republice Czeskiej
zamieścił w numerze z 10.5.2016 r. artykuł Beaty Schönwald „Po polsku czy
czesku? Oto jest pytanie”. Zamieszczamy obszerne fragmenty tego artykułu, uzupełniając
jedynie przynależność partyjną wójtów.
– Kiedy mówić po polsku, a
kiedy po czesku? Jak zadowolić czeską większość, a równocześnie nie zawieść
oczekiwań miejscowych Polaków? Problem
zasygnalizował na Zgromadzeniu Ogólnym Kongresu Polaków w Czeskim Cieszynie (w
dniu 23.4.2016 r. – red.) wójt Wędryni, Bogusław
Raszka (COEX). W czasie dyskusji plenarnej zwrócił uwagę na trudną pozycję
polskich wójtów w sytuacjach, kiedy oczekiwania czeskich i polskich mieszkańców
gminy różnią się od siebie. Czesi wymagają, by ich wójt publicznie zwracał się
do nich po czesku. Polacy z kolei, żeby „nie wstydził się” polskiej mowy i
akcentował swoją polskość.
-Kiedy ktoś pyta
mnie o coś po czesku, to odpowiadam mu również po czesku, a kiedy rozmawia ze
mną po polsku lub gwarą, wtedy przechodzę na polski lub gwarę – mówi wójt
Milikowa, Ewa Kawulok (COEX).
Przyznaje jednak, że o ile w kontaktach z pojedynczymi osobami sprawa wyboru
języka jest jasna, o tyle podczas oficjalnych wystąpień trzeba iść na
kompromis. – Już mi się zdarzyło, że musiałam rozwiązać taki właśnie dylemat.
To było podczas święcenia dzwonu na wieżyczkę budynku polsko-czeskiej szkoły.
Po dłuższym namyśle zdecydowałam się rozpocząć po czesku, a zakończyć w gwarze.
|
Bogusław Raszka wybór języka
uzależnia od konkretnej sytuacji, charakteru imprezy, publiczności, do której
się zwraca oraz poruszanego tematu. – Na oficjalnych imprezach o charakterze
kulturalno-oświatowym staram się mówić w obydwu językach. Kiedy piszę do naszej
gazetki wędryńskiej po czesku, to zwykle staram się zamieścić również jakiś
polski fragment. Z doświadczenia mogę jednak powiedzieć, że jeżeli zależy mi na
tym, by dotrzeć do jak najszerszego grona czytelników, to dany tekst muszę
napisać po czesku, ponieważ część ludzi z zasady nie czyta polskich artykułów.
Dlatego czasami o polskich sprawach specjalnie piszę po czesku, żeby wszyscy
przeczytali. – Raz mi się zdarzyło, że podczas uroczystości zapalenia choinki
gminnej jedna mieszkanka tak do mnie powiedziała: „Panie wójcie, to było
znakomite, ale na przyszłość może trochę mniej tej polszczyzny”. – Zwykle
jednak te uwagi do mnie nie dochodzą, chociaż wiadomo, że są i nadal będą.
Jego słowa potwierdza
wójt Bystrzycy, Roman Wróbel
(stowarzyszenie Jasně-čitelně-srozumitelně). W gminie jest znany jako aktywny
działacz PZKO i były dyrektor polskiej szkoły, co jego zdaniem jeszcze
komplikuje sprawę. Chociaż sesje samorządowe prowadzi wyłącznie po czesku,
imprezy publiczne stara się prowadzić dwujęzycznie. – Zawsze robię to na wyczucie
i z tą świadomością, że nigdy wszystkich nie zadowolę.
Wójt Olbrachcic, Henryk Feber (stowarzyszenie PROAL),
jak na razie nie spotkał się na tym tle z niezadowoleniem polskich lub czeskich
mieszkańców gminy. Co mu jednak przeszkadza, to zakaz udzielania ślubów w
języku polskim. – Jeszcze dwa lata temu jako radny przeprowadzałem ceremonie
ślubne po polsku. Teraz najwyżej możemy nowożeńcom zagrać Chopina lub dedykować
polski wierszyk – ubolewa. Z drugiej strony cieszy go fakt, że w gminie panują
przychylne nastroje, jeśli chodzi o utrzymanie polskiej szkoły, jak i o
wprowadzanie dwujęzycznych tablic ulic.